sobota, 25 maja 2013

Apel ucznia do nauczyciela


Kilka miesięcy temu podczas lekcji w gimnazjum na warsztat wziąłem  przypisywany Januszowi Korczakowi Apel twojego dziecka. Wyjątkowość tego tekstu polega na tym, że stawia młodego człowieka w roli równorzędnego partnera w rozmowie z dorosłymi. Pracą domową z zajęć było stworzenie na wzór omawianego własnego apelu, tym razem skierowanego do nauczycieli. 

Licencja: CC BY-NC-SA 2.0; autor: CharlesFred
Jeśli dać młodym ludziom głos, można się od nich bardzo dużo dowiedzieć. Uczniowie spędzają z nami w szkole długie godziny, a potem jeszcze zabierają ze sobą do domu oceny, sukcesy i porażki, zadania do wykonania, które przypominają im o nas. Uczeń wie o nauczycielach więcej i zna ich lepiej niż niejednemu z belfrów mogłoby się wydawać. Zna ich pasje, słabe i mocne punkty, nawyki i głupie przyzwyczajenia. Choć nie ma dziennika, gdzie mógłby wpisywać swoje noty, potrafi obserwować i oceniać. Dokonałem kompilacji prac-apeli, współczesny nauczyciel może przeglądać się w nich jak w zwierciadle.

Apel ucznia do nauczyciela

  1. Nie bądź zbyt surowy. Jestem jeszcze dzieckiem i mam prawo do błędów.
  2. Nie wyśmiewaj moich błędów. Dopiero się uczę, ty jesteś już po studiach.
  3. Nie karz wszystkich za czyny jednej osoby.
  4. Pozwól mi mieć swoje poglądy i nie narzucaj stylu życia. Każdy uczeń chce być sobą.
  5. Nie poniżaj. Tracę wtedy wiarę w siebie.
  6. Szanuj mnie, bo każdy zasługuje na szacunek. Nauczyciel również w tym powinien dawać dobry przykład.
  7. Bądź otwarty na moje problemy. Szkoła to mój drugi dom, chcę tu się czuć bezpiecznie.
  8. Nie poruszaj kwestii osobistych podczas lekcji. Możesz tym zranić czyjeś uczucia.
  9. Nie dyskryminuj.  Nie liczy się moja płeć ani wygląd, tylko wiedza.
  10. Nie miej ulubieńców w klasie. Wszyscy po równo zasługują na twoją uwagę.
  11. Kiedy popełnisz błąd, przyznaj się do tego. Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy może się mylić.
  12. Panuj nad sobą. Nie daj się podczas lekcji wyprowadzać z równowagi.
  13. Nie wymuszaj na mnie szacunku. Jeśli na niego zasługujesz, na pewno go otrzymasz.
  14. Nie bój się przepraszać. To nie ujmie ci godności, a podniesie moje morale. 
  15. Nie wywyższaj się - odstręczasz mnie tym od siebie i wywołujesz niechęć.
  16. Nie wmawiaj mi, że wiesz wszystko.
  17. Bądź kompetentny. Ucząc innych, musisz sam wykazać się wiedzą.
  18. Nie miej do mnie pretensji, gdy na lekcji coś nie wychodzi. Może czasem jest w tym trochę twojej winy.
  19. Oceniaj sprawiedliwie, bądź wobec mnie fair.
  20. Nie oceniaj za mój charakter, tego nie można  przekładać na stopnie w nauce. 
  21. Nie zawłaszczaj lekcji. Daj też i mi szansę wykazania się wiedzą.
  22. Nie wmawiaj mi, że twój przedmiot jest najważniejszy. Każdy ma prawo do własnych upodobań.
  23. Nie zadawaj dużo pracy domowej. Pamiętaj, że inni nauczyciele też wymagają pracy w domu, a ja mam przecież jeszcze i inne obowiązki.
  24. Bądź wobec mnie wymagający, ale czasem możesz przymknąć oko na niedociągnięcia.



czwartek, 16 maja 2013

Po co nam anafora, czyli rzecz o budowaniu świata z klocków

Gdy u uczniów pojawia się zwątpienie w sensowność naszego systemu edukacji (a zdarza się to nader często), droczą się czasami z nauczycielem, zadając mu pytania w stylu: “Po co mamy wiedzieć, co to jest anafora? Do czego się to przyda w życiu?”. Odpowiedzi zazwyczaj nie otrzymują albo słyszą, że mają się uczyć, bo będzie na egzaminie. Bywa, że i nauczyciel nie ma pojęcia, po co uczy i wyrażając własną bezsilność poznawczą wobec konieczności wykładania o anaforze, wtóruje uczniom: “Macie rację, to jest bez sensu, ale tak nam każą”.

Ostatnio w dyskusję o sensie funkcjonowania anafory (i nie tylko) w szkolnym programie włączył się publicysta Jacek Żakowski, twierdząc, że wiedza o tym Bogu ducha winnym środku językowym jest szkodliwa i dobry uczeń to ten, który nie ma pojęcia, o co z anaforą biega. Krótko mówiąc: uczymy bzdur. Podobnych głosów jest w publicznej debacie o oświacie coraz więcej, a najdalej zapędził się chyba profesor Jan Hartman ze swoim małym armageddonem – postulatem likwidacji szkół en masse.

W całym tym zgiełku nauczyciel powinien zdawać sobie sprawę, po co jest szkoła i po co on sam uczy. Powinien rozumieć sens swojej pracy, aby ten sens mogli także pojąć jego uczniowie.

Pytania o przydatność poszczególnych elementów szkolnego syllabusa to poniekąd sprytna manipulacja. W ten sposób można zdekonstruować i unieważnić każdy szkolny przedmiot, udowadniając, że nauka literatury, biologii, chemii nie ma najmniejszego sensu: do czego się nam przyda znajomość klasyfikacji mszaków? po co wiedzieć, co to takiego inwestytura? po jakie licho się uczyć prawa Daltona?

Licencja zdjęcia CC BY 2.0; autor: lobo235.
Każda z tych i setek innych informacji sama w sobie jest nic niewarta. Dopiero zestawiona z innymi tworzy obraz świata, jaki buduje dana nauka. To jak z budowaniem z klocków: posiadanie jednego klocka jest mało praktyczne; dopiero gdy ma się cały komplet można zbudować zamek, ulicę, miasteczko. Uczymy się faktów, aby móc na nich dokonywać operacji. Wiedza to nasze klocki, z których budujemy naszą wizję świata. I na nic się nie zda najlepszy umysł, najtęższy komputer, jeśli w środku zabraknie danych. 

Dociekliwy uczeń będzie drążył temat. Po co poznawać rzeczy, których z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie użyje? Po co mu cały zestaw klocków z kolekcji Pirates, kiedy jego interesuje Technix? 

I tu docieramy do podstaw sensu nauczania. Każdy z zestawów informacji (lub klocków, jak kto woli) jest w gruncie rzeczy podobny. Buduje się z nich konstrukcje myślowe i logiczne na podobnych zasadach. Jeśli nauczysz się w szkole analizować fakty historyczne lub tekst literacki, poradzisz sobie jako dziennikarz, prawnik, czy choćby zwykły przeżuwacz medialnej papki. Nie jest sprawą kluczową, co obierzesz sobie za materiał treningowy. Ważne jest, że pojmiesz mechanizmy otaczającego nas świata i zgłębisz sposoby mówienia o nich. 

Szkolne fakty są lepszym lub gorszym materiałem, aby uczyć samodzielnego myślenia. Wielu belfrów o tym zapomina. Tłoczone młodym umysłom informacje są zbyt drobiazgowe lub jest ich zbyt wiele, siłą rzeczy rodzi się faktowstręt. Gdy uczeń nie wykuje porcji wymaganych faktów, ten typ pedagogów sroży się i odpytuje jeszcze bardziej szczegółowo. Nie w tym rzecz, czy uczymy o anaforze czy też nie, ale w tym, czy robimy to z głową. Szkoła powinna pokazywać sens zgłębiania informacji, pobudzać ciekawość świata, a nie ją zabijać.

sobota, 11 maja 2013

Marnowanie czasu

Tyle się mówi, że młodzież marnuje czas przed komputerem czy oglądając telewizję. Rzadko kiedy natomiast można usłyszeć, że dzieciaki marnują mnóstwo czasu w szkole. Tymczasem to w szkole młodzież spędza lwią część swojego czasu i niestety często robi to wyjątkowo nieproduktywnie.

Czyja to wina? Przecież nie samych uczniów. Stracone godziny fundują im wypaleni nauczyciele, kiepskie podręczniki, bezmyślnie przygotowane programy nauczania. Codziennie wbrew ich naturalnym odczuciom wmawia się młodym ludziom, że godziny z belfrem recytującym podręcznik, wiedza o tym, na które oko był ślepy pies Rzeckiego z "Lalki", wkuwanie kolejnych regułek (których często nawet nie rozumieją) to są najważniejsze dla ich przyszłości kwestie. Jeśli merytorycznych argumentów nie wystarcza, zawsze można podeprzeć się twierdzeniem, że przyda się to na takim czy innym mitycznym egzaminie. W ten sposób uczymy młodzież, że wiedza nie jest ważna dla samej wiedzy, ale dla zdobytego świstka, który potwierdza kwalifikacje. Żeby tę życiową prawdę utrwalić, pośle się później młodych ludzi na studia, ewentualnie kursy dla młodych bezrobotnych, gdzie znów spędzą godziny, aby tylko wyrobić przeznaczoną ustawowo normę.


Czy tak jest zawsze? Myślę, że nie. Gdzieś koło 30–40 procent zajęć edukacyjnych na różnych etapach kształcenia jest rzeczywiście wartościowych. Gdyby tak nie było, wychodzilibyśmy ze szkół patentowanymi durniami. A nie wychodzimy...

Szkoda tylko, że większość uznała takie status quo za zadowalające. Tylko niekiedy zdarzają się sytuacje, gdy czara goryczy przepełnia się. Na filmiku z amerykańskiej szkoły w Duncanville nauka nonkonformizmu przychodzi z zaskakującej strony:



Główny bohater nagrania, 18-latek Jeff Bliss, mówił potem w wywiadzie telewizyjnym, że nie żałuje tego, co powiedział. Nie wiedział, że jest nagrywany. Do szkoły powrócił po rocznej przerwie, która dała mu możliwość spojrzenia na rzeczywistość szkolną z nowej perspektywy. Zobaczył jak "prawdziwa wartość edukacji" jest trwoniona przez niekompetentnych nauczycieli.

Tymczasem w codziennym kieracie, jakim jest szkoła, zbyt rzadko zdarza się refleksja nad sensem wykonywanej w niej pracy. Pora uświadomić sobie, że nauczyciele trzymają w rękach coś niezmiernie wartościowego  czas młodych ludzi. Jeśli ten skarb zostanie dobrze wykorzystany, w przyszłości na pewno zaprocentuje lepiej niż jakakolwiek inna inwestycja.