poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pruski system edukacji (2) – Do dziś niewiele się zmieniło...

Tydzień temu opisałem pokrótce historię naszego, jak się okazuje niezbyt leciwego, systemu szkolnictwa. W tym wpisie opowiem, jak to się ma do naszej dzisiejszej szkoły. Czy coś uległo przez te dwa stulecia zmianie?


Do dziś niewiele się zmieniło

No właśnie... To zdumiewające, jak siłą inercji szkoła przez ostatnie 200 lat pozostała taka sama. Przez ten czas rozwijała się technika, rodziły się i upadały koncepcje gospodarcze i polityczne, a szkoła trwała i trwa nadal w tym samym kształcie od czasów swoich narodzin. Nastawiona jest na wiedzę naukową, nie na umiejętności i talenty, zbudowana na hierarchicznej strukturze, centralnie planowana i zarządzana przez urzędników, a nie pedagogów czy wychowawców. A z czasem coraz bardziej staje się oczywiste, że jest przede wszystkim kiepskim narzędziem kształcenia. W systemie demokratycznym pruski system szczególnie razi. Dzisiaj szkołę opisuje się coraz częściej używając takich przygnębiających metafor, jak:
  • szkoły-więzienia – wyposażonej we wszechobecne kraty, gdzie obowiązuje zakaz opuszczania sali, budynku, terenu placówki,  a dzwonek ogłasza kolejne 45 minut odcięcia od realnego świata.
  • szkoły-wojska – w której obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo dowódcy-nauczycielowi, który ma zawsze rację, a jeśli nawet nie ma racji, patrz punkt pierwszy (pisałem o tym szerzej w tekście Nasza szkoła nie poleci na Księżyc)
  • szkoły-fabryki – gdzie w kilkuletnim cyklu produkcyjnym przygotowuje się produkt finalny: ucznia pracownika zaopatrzonego w kilka niewyszukanych umiejętności dla przyszłego pracodawcy.

Janusowe oblicze

Przykra sprawa... Ale to nie wszystko. Szkoła w takiej formie pewnie by się nie ostała, gdyby wprost mówiła, że jej celem jest musztrowanie młodych umysłów w odciętych od świata placówkach. Dziedzictwem pruskiej poprzedniczki jest też szczególna dwulicowość, która w szkolne programy wpisuje hasła samorozwoju, równości i wolności, przygotowania do życia w demokratycznym społeczeństwie. Co bardziej wpływa na rozwój, slogany powtarzane na zajęciach czy też żywy przykład codziennych działań? Kolorowe wystawki montowane w salach czy autorytarny ład szarej codzienności?

Ład społeczny

Philip Zimbardo w latach 70. minionego wieku pisał:
Właśnie na takiej uległości opiera się każdy ucisk społeczny i polityczny. Pośrednicy w socjalizacji (rodzice, nauczyciele i krewni) w dużej mierze nieświadomie uczestniczą w przygotowaniu następnego pokolenia do podporządkowania się istniejącym strukturom władzy. Pełnią oni rolę podwójnych agentów, mówiąc o „wolności” i „rozwoju”, a w rzeczywistości” wzbudzają lęk przed „zbyt dużą wolnością”, „zbytnim wyróżnianiem się””niekorzystaniem z okazji” i niebezpieczeństwami „złego zachowania”. (P.Zimbardo, Nieśmiałość, Warszawa 2000, s.135)
Może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego tak niewiele się zmienia? Przy wszystkich jej wadach, szkoła ma istotne ukryte zadanie: formuje nowe pokolenia do życia w społeczeństwie. Rzeczywiście wychowuje wzorowych obywateli: może trochę gnuśnych, ale posłusznych. Rewolucja nam nie grozi? Z jednej strony to bardzo istotna funkcja szkoły, ale kosztem tego procesu jest utrata samodzielności i zniszczenie kreatywności kolejnych pokoleń uczniów. Czy warto płacić taką ceną za utrwalanie status quo?

Co to dla nas oznacza?

Obecny system utrwala zastany porządek i zabezpiecza go przed zmianami. Konserwuje rzeczywistość. W dorosłe życie wchodzą kolejne roczniki należycie uformowanych obywateli. 

Tymczasem świat pędzi naprzód, i choć przez półwiecze PRL-u tkwiliśmy w sztucznie zamrożonym porządku, to od 25 lat jesteśmy uczestnikami dynamicznych zmian na wszystkich płaszczyznach naszego życia. Jeśli w państwie demokracji ludowej nie potrzeba było gotowych na zmiany kreatywnych obywateli, to dzisiaj młody człowiek bez tych umiejętności staje się nieomal kaleką. Pracodawcy wołają o rzutkich, samodzielnych i pomysłowych absolwentów, a dostają robotników bez ikry, czekających na polecenie szefa. Ci młodzi ludzie rzuceni na rynek pracy są jak dzieci we mgle, po omacku szukają barierki, której mogliby się chwycić. Dzisiejsza szkoła bardziej niż szkoła jakichkolwiek innych czasów przygotowuje do życia w świecie, który nie istnieje. 

To dlatego coraz głośniej mówi się o niedopasowaniu szkoły do nowoczesnego świata. Nie wiemy tylko jak lub po prostu nie mamy odwagi jej zmieniać. Nic dziwnego. Sami jesteśmy przecież wychowankami tego systemu i nie naruszymy fundamentów utrwalonego porządku. Sądzimy, że inaczej się nie da. Ale liczne przykłady pokazują, że jesteśmy w błędzie: począwszy od Janusza Korczaka, Marii Montessori, demokratycznych szkół typu Summer Hill aż po Sugatę Mitrę lub Khan Academy. Prawda, żeby wyciągnąć wnioski z ich doświadczeń, potrzeba dużo odwagi i wyobraźni. To krok w zupełnie inną stronę niż symulowane reformy. Czy już jesteśmy gotowi, by spróbować?  
------------------------------------------------------------------------

Zaciekawił cię ten wpis? Interesuje cię tematyka bloga? Zapraszam do odwiedzenia i polubienia strony NAUCZANIE W SZERSZYM PLANIE na Facebooku.

6 komentarzy:

  1. Była już krytyka ale może sam w swojej kreatywności zaproponujesz jakiej rozwiązanie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przeciez już sa, doczytaj artykuł do końca. nawet, jak nikt nie każe...

      Usuń
  2. szkoła uczy dużo i głupio -to fakt niezaprzeczalny. Po co wszystkim nauka o sinusach jak korzysta z niej w pracy jakiś promil pracowników, zamiast np nauczania o różnicy między ratami stałymi a malejącymi kredytu? Rozkładamy zdania na części ucząc się ich nazw a nie ale za to nie ma np czytania ustaw czy rozporządzeń -czegoś co realnie w życiu się przydaje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli bierzesz cos na kredyt albo na raty to znaczy ze cie na to nie stac i masz dusze niewolnika lub jestes uzalezniony i szukasz emocji jak hazardzista. Wolny czlowiek ma umiejetnosc oszczedzania i jest w stanie odlozyc 10% swojego dochodu miesiecznie. Jesli nie to jest niewolnikiem.

    Gdyby byly szkoly tylko dla ludzi, prowadzone tylko przez ludzi to by bylo miejsce gdzie chcialoby sie chodzic a nie z ktorego chce sie uciec. Tym czasem szkola albo zaklad pracy wyglada jak scena z baru w gwiezdych wojnach gdzie masz zamkniete stwory kazde z innej bajki i sie na sile dogadajcie mielac belkot podawany przez komputer

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o studia to uczelni jest tak dużo, że jeśli coś naprawdę nie pasuje na danej to można się przenieść. Nie ma sensu się męczyć, robić coś wbrew sobie. Ja z najlepszych uczelni na pewno mogę wskazać na https://wseiz.pl/uczelnia/wydzial-inzynierii-i-zarzadzania/zdrowie-publiczne-i-stopnia/ w Warszawie. Prowadzą różne kierunki w tym właśnie dość popularne obecnie zdrowie publiczne. Zapotrzebowanie na takich specjalistów stale rośnie dlatego na pewno takie studia warto rozważyć.

    OdpowiedzUsuń