W poprzednim wpisie wraz z premierem i MEN wybraliśmy się w edukacyjną podróż w przeszłość. Jako drugi duży kraj w Europie (obok Grecji) mamy mieć jeden odgórnie zalecony podręcznik dla pierwszoklasistów. Dziś zajmę się pozostałymi aspektami propozycji ujednolicenia podręcznika.
Indywidualizacja nauczania?

Nie mniej ważne jest też, czy dany podręcznik odpowiada stylowi pracy nauczyciela. Różne rodzaje aktywności lepiej lub gorzej sprawdzają się w realizacji u poszczególnych wychowawców. Nauczyciel musi „czuć” podręcznik, rozumieć, jaka jest jego nadrzędna idea, akceptować wdrukowaną w materiały aksjologię. Inaczej nie będzie w stanie przeprowadzić na nich dobrej lekcji. Są książki metodycznie konserwatywne, są i postępowe, są też takie, w których cyrk metodyczny przysłania nauczane treści.
Jakość podręczników
Podręczniki bywają kiepskie i wybitne. Teraz możemy odrzucić bubla i wybrać ten lepszy. A co, gdy nie będziemy mieli wyboru, a jedyny dostępny będzie wątpliwej jakości? Jednym ruchem (zamiast naprawić) niszczy się cały rynek wydawniczy. Wraz z nim zniknie konkurencja. Gdy nie będzie współzawodnictwa, siłą rzeczy pogorszy się jakość produktu. Po co walczyć o klientów, tworzyć jak najlepsze podręczniki, jeśli po podpisaniu kontraktu zbyt do wszystkich placówek w kraju jest zapewniony? Nie wiemy, jak ministerstwo będzie dbało o jakość. Kto będzie decydował o wyborze zespołu autorów? Według jakich kryteriów?
Mamy styczeń, a jest sporo do zrobienia. Trzeba napisać i przeprowadzić ustawę przez proces legislacyjny, zorganizować przetarg lub konkurs, stworzyć podręcznik wraz z całą obudową dydaktyczną, zrecenzować, w końcu posłać do drukarni, aby we wrześniu pierwszaki mogły odebrać jeszcze ciepłą książeczkę prosto spod prasy. Praca nad podręcznikiem to nie jest zadanie na trzy miesiące, raczej na trzy lata. Co znajdziemy w tworzonych na wariackich papierach podręcznikach? Tego typu plany powinny być długofalowe, a pośpiech jest najgorszym doradcą .
Gender w czytance
Jeszcze jedna kwestia, dosyć drażliwa. W czasach gorących sporów ideologicznych, gdy pod pozornie niewinną czytanką wprawny umysł odkryć może zagrożenie, dajmy na to, takim genderyzmem, scentralizowane podręczniki będą szczególnie narażone na wpływy środowisk, które zdobędą władzę. Miniony minister edukacji Roman Giertych dał kilka lat temu przedsmak tego, jak można walczyć o dusze młodzieży, korygując spis lektur szkolnych (notabene Komisja Egzaminacyjna zignorowała te zmiany i podstawa programowa rozjechała się na jakiś czas z wymaganiami egzaminu dojrzałości). Przy jednym podręczniku ewentualne modyfikacje będzie można wprowadzać niezmiernie łatwo. Były już czasy, w których wszyscyśmy się uczyli z takiej samej czytanki. I nie były to dobre czasy.
Aspekt prawny
Pojawiają się też wątpliwości prawne. Sprawą został zainteresowany Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kto i na jakich zasadach będzie partycypował w podręcznikowym monopolu? Poza tym wprowadzanie jednej książki może być niezgodne z prawem oświatowym, które zapewnia nauczycielowi swobodę wyboru pomocy dydaktycznych.
Możliwe rozwiązania
Premier właściwie zdiagnozował problem. Praktyki stosowane przez wydawnictwa nie zawsze są uczciwe, a koszty ponoszone przez rodziców horrendalne. Ale już sposób rozwiązania sprawy – to wylanie dziecka z kąpielą. Obecnie funkcjonuje już kilka reguł i obostrzeń:
- Nowa wersja podręcznika może być wprowadzona na rynek dopiero wtedy, gdy jego zawartość różni się od poprzedniej przynajmniej o 20%
- Nauczyciel może akceptować poprzednie wydania podręcznika, jeśli nie różnią się w sposób istotny od wersji aktualnej.
- Nauczyciel w trzyletnim cyklu nauczania nie może zmieniać klasie raz wybranego podręcznika (to akurat daje niewiele, bo teoretycznie każdy rocznik może zaczynać naukę z innym podręcznikiem).
- Szkoła jest zobowiązana do umożliwiania obrotu używanymi podręcznikami.
Widać, te zasady nie wystarczają. Cóż szkodzi uzupełnić je o obowiązek rozdzielenia podręcznika od zeszytu ćwiczeń lub zakaz sprzedaży pomocy dydaktycznych w pakietach? Mamy też możliwość uczyć się od innych krajów europejskich i wprowadzać dofinansowanie na podręczniki, stworzyć reguły pełnego lub częściowego finansowania zakupu książek do szkoły. A gdzie e-podręcznik, który mógłby konkurować z dotychczasowymi publikacjami? Przykładów i inspiracji z innych polityk oświatowych można szukać choćby w tym raporcie. To w zasadzie temat na odrębny wpis. Żadne z tych rozwiązań nie wyklucza istnienia wolnego rynku i wolności wyboru, a każde wspiera rodziców i zdejmuje z nich obciążenia materialne.
Nie trzeba od razu ruszać na wojnę z wydawcami. Choć wolny rynek podręczników ma swoje mankamenty, to różnorodność i wolność wyboru książek do nauki jest dla podnoszenia jakości nauczania niezmiernie ważna.
-------------------------------------------
-------------------------------------------